Zapraszam z powodów rodzinnych i miłości do Podkowy.
Centrum Kultury Podkowa Leśna
Strona autorska Katarzyny Boruń-Jagodzińskiej
Księgarnia internetowa motyle książkowe link
do nabycia w biurze Stowarzyszenia Pisarzy Polskich w dniach imprez literackich:
Kolekcja Literacka
Środa popielcowa
Obrócę, się obrócę
Zmieszana z drewnem
Nie czterech lecz dziesięciu desek
Cienkich i sosnowych,
Z ubraniem odświętnym
Pomieszana, wstrząsana,
Zawstydzana drobiazgiem
Co został na sicie,
Bez złota i platyny
Targana zwątpieniem
Czy igła zapomniana
Tylko ujdzie cało,
Obrócę, się obrócę
Zmieszana, ulotna.
Mięsopust w głowie blues
Ech, moja głowa, karnawałowa!
Zwalił się na nią nawał kar.
Tradycja!
Ech, moja własna, rodzona głowa
karnawałowa,
wyjęta z kufra, a jak nowa,
otrzepana z lat,
wciąż w niej wrze,
czy to dorzeczny war i żar?
Trady, radi, radi, radi, tradycja?
Zakuta mózgownica oblicza i wylicza
jak retro-, lakto-, spektro-, petro-, nekro-, elektronowy mózg.
Jak móżdżek na patelni
przegrzeje się, nim spełni
zadanie na miarę życia, uporządkuje świat,
a nie ogłosi wszem, to, co od wieków wiem -
że seler to nie por,
że suknia nie spódnica,
siatka nie reklamówka,
croissant to nie drożdżówka,
glista to nie dżdżownica,
a gawron to nie kruk.
I z klatki czaszki stuk, puk, puk,
bo myśl to wolna ptica.
Nie spędza jej z powiek snu
rachunek strat.
Bo dzisiaj mięsopust,
baw się, używaj, twórz!
Swobodny mózg!
Z maseczką, za wachlarzem
mądrzejsze będą twarze?
I słodsze będą słówka
sączone powoluchno,
a nie bez zwłoki – łup! -
o ścianę krwawy bluzg.
Wytrzyma garnek - czerep,
choć miękki mózg, twardy łeb?
Ech, moja głowa,
w słowa, głowa karnawałowa
ubiera myśl od nowa,
słowa w błyszczący pył,
a jak popełni błąd
w tym karnawale,
to w poście się poprawi,
z żalem, lecz doskonale -
brokat sczerniały oskrobie,
popuka w czoło – kto zacz,
uderzy w płacz
i grzeszną pierś ciemienia,
sumienia, wam i sobie.
I jak co roku, pokornie ostyga
ta bulgocząca mamałyga.
Oj, głowa,
karnawałowa,
zawodzi na pokucie,
tęskni do uciech.
Konfetti w popiół się obróci,
z wiatrem uleci swąd
włosów wyrwanych z głów,
sparzonych rąk,
spalonych ksiąg.
Płaszczyzny przestrzenie pola
Nie użyję nazwy koloru, nie użyję.
Nie użyję na tym polu.
Nocnego milczenia zimy.
Zimowa niemota.
Tylko ta sfer harmonia.
Nadmuchana.
Tylko śpiewy po nocy.
Wycie kryształów.
Skrzypienie diamentów.
Tylko zimą na polu
polizać można
Wszechświat.
Końcem języka.
Leżąc twarzą ku wiatrowi.
Leżąc twarzą w twarz
z Księżycem.
Wycie kryształów.
Zimowa niemota nocy.
Wilki wybito.
Ani świerszczy.
Ani myszy.
Ani ptaków przez sen gadających.
Ani zbudzonych światłem.
Wieczorami to jeszcze
kołują, zwołują, gromadzą.
Za dnia to jeszcze
rządzą, panoszą się, kraczą.
Tak, tak.
Dla efektu ̶ nie użyję barwy, nie użyję.
Po polu kroczą, kiwają głowami.
Tak, tak,
Kto dożyje, to dożyje.
Do wiosny.
Aby aby.
Oby oby.
06. II 2005