wtorek, 31 grudnia 2019

Poświątecznie






Katarzyna Boruń-Jagodzińska

Nad śnieg bielszy
(rozbieranie opłatka)

Obrus, na białym biały talerz,
na białym talerzu, sam biały.
Płaski i mały,
mdły, aż prze-zro-czysty opłatek.
Płatek śniegu,
płatek lnu na słońcu bielony, nie w chlorku.
Bilecik wizytowy, bilet na wieczerzę.

Trochę mąki, trochę wody, trochę ognia,
a potem, aby nabrał mocy, dobre słowa i krzepiący znak,
dla jednych święty,
dla innych - magia,
wyciśnięty -  z, czy wciśnięty - w
formy.
Tak
mały, kruchy, blady,
płaski, a tak pełen znaczeń,
gdzie się to mieści?!
pomiędzy słodkie obrazki i siano złożony, jak w żłobie,
czeka
na dłonie i usta,
taki kruchy, a tak się trzyma jak most,
który łączy dwa brzegi - łagodny i stromy,
dziki i uładzony, brzeg prawy i lewy.
Tak kruchy, a ma siłę,
tak płaski ma głębię.
Inaczej -
udaje chleb czy chlebem jest przaśnym,
materiałem na świętość czy lekkim wafelkiem?
Mniej ważne,
jest znakiem,
aby nigdy nie zabrakło chleba.
Chodzą za nim i przed nim
słowa krzepiące lub wzniosłe;
pokój i dobro, miłość i zgoda,
sytość, zdrowie i pomyślność
solidarność, szczodrość
i inne
brane z sufitu
albo prosto z nieba.

Karmiący tłumy.
Nie zdefiniują najtęższe rozumy -
potrawa paradoksalna -
łamiąc się - jednoczy, wzmacnia, utrwala,
wyciąga z biedy,
jak niegdysiejsze apteczne,
z nim coś gorzkiego łatwiej przełknąć.
Łamany pomnaża się przez podział
jak ewangeliczne chleby.
Odrasta.
Co roku o tej samej porze
odrasta .jak krążek Luny.
Doświęca to, co przyziemne.
Przyświeca

piątek, 20 grudnia 2019

wtorek, 14 maja 2019

Różne zjawiska meteorologiczne i przyrodnicze na portalu LATARNIA MORSKA

Wiersze kbj na portalu literackim Latarnia morska (link)



opublikowane w 2015 roku

Kilka słonych wierszy - i inne utwory


Katarzyna Boruń-Jagodzińska



(Z HAIKU NIEREGULARNYCH ŻYWIOŁOWYCH)
Oglądam morze.
Otwieram oczy pod wodą
- morze do mnie zagląda.



TALASOTERAPIA
Pisałam,
że dziewczyna,
która śpiewa nocą
uspokaja morze.
I ciszej płoną nad zatoką światła,
i gwiazdy wolniej toną.
Chłopcy w białych pończochach
i szarfach czerwonych
otwierają nieba jak okna
stadom nietoperzy.
Zalecałam - zostań z nimi na brzegu
trójramiennej wyspy.
Pisałam,że pozostaje wiara w antyk;
tym, którzy złożeni miłosną niemocą
i wam, którzy bogatsi,
zdrowsi niespełnieniem.
„Piękno zaklęte
w gaj oliwny, w marmur,
zamknięte w stożku cyprysu.
Wschód i zachód,
przypływy, odpływy,
morza i ruiny.
Piękni przegrani
idą kąpać się nocą
wśród rozpalonej piany."
Na przestrzeni półwieku
wychłódło moje morze.
Ckliwi się sól południa.
Pisałam,
że gdy łza urasta do rozmiarów morza...
Ono
wielokropki
jak miękkie kamienie chełbi
pod nogi wiersza.



ZA MORZEM

Dawno nie widziałam morza
czy ono jeszcze stoi
tam gdzie stało
czy wody w nim
nie za mało
jak w tych na pustyni
w Azji
trzeba nie mieć wyobraźni ,
Boże,
żeby
tak wysuszyć morze.
Kilometry od brzegu
zanurzone
w piasku
łodzie
na głodzie
rozsychają się łodzie
rozpadają się
zamiast dżdżu
podpływa pod stopy
wydma
a tu
okrągłą dobę jak
wskazuje/po/okazuje
na piasku
zegar z kija
usycham
za morzem
i ja
W tawernie gra i mruga
neon
ZESPÓŁ SUCHEGO  OKA
ruga nas
grzmiący bas
świat - zwierciadlana
kula na dansingu
błyskotki rybek
na sieci
- łzy
których tu
nie prowadzą
ku mnie
ku niemu
sunie
burza pustynna
ani kropli więcej
ani ziarnka
obiecuje
czołgam się żółwiem
do morza
nie zdążę.
mrówkolwy
zaczajone
zręczne.
krążą
wirem
lejka
"I morza nie będzie"
Odbijam
się
w piasku
zanim będzie lustrem.



SZANTA  NIE DO ROBOTY(- pieśń z natury mobilizująca do działania  ale ta, nierówna rytmem  - przy niej się nie da pracować;)
Woda nocą mlaszcze
liże biodra burt
łasi się do jachtu
kusi - wejdź w ten nurt.
Jeżeli w porcie
zbyt długo będziesz
stał
zagotuje się woda
zbieleje od ciał,
wypłyną topielcy
jak kluski
od dna,
znajdą cię, znajdą cię,
choćbyś schował się w nocy zanadrze.

Jesteście tacy wielcy,
fala lekko was pcha.
Jesteście tacy mali
pochowacie się w fali
kiedy woda nad wami się zawrze.
Kiedy woda zawrze
zejdą łuski
z ryb
w szlamie ktoś się
uuuuu
babrze,
lecz obmyje się w mig
gdy brzuchami posrebrzą
ryby toń,
nie na niby
ruszaj w rejs,
odbijaj
a jak nie
to się goń!
Nocą woda  mlaszcze
do burt łasi się,
to życie hulaszcze
nie służy wam, nie.
Zamiast ruszyć w drogę,
zamiast ruszyć w rejs
odsypiacie kaca
we mgle wyje pies
to sie nie opłaca
hej chłopcy do cum
kto stanie u steru?
kogo wciągnie tłum?
kto przy taniej dziewce
równo ciągnie gin?
kto przy prostej śpiewce
znów się chwyta lin?
Hej chłopcy
pomarzyć
bo noc jeszcze trwa
hej chłopcy
pomarzyć
morze barwę ma
od puszek i toreb
co kraszą mu pysk
na twarzy
ocean
ma tłusty wyprysk
(ten
akcent stosuję  z wyraźnym
rozmysł
em!)
Hej, chłopcy,
pomyślcie
pomarzyć i iść
a nie tak jak dziś
się kołysać bez szans
jak balon, jak boja
się bujać
na sznurze
jak ten,
co łeb zwiesił
jak ten
co sam zwisł.
Hej, chłopcy,(hej, nuże!)
kto może
niech rusza
już dziś.
Kto może
niech nie śpi,
niechże ruszy się,
nocą morze mlaszcze,
jak się zbudzi
to nie nas,
to was, to was,
zje!

portal LM, wrzesień 2013




BAŁTYK JEST SŁODKI

poco poco.

Po co jeździć daleko,
mamy kawałek morza.
Trzymam go w garści.
A mówili że słona woda nie zamarza




PROSZEK Z KOGUTKIEM

wsypano do morza
z papierka

głowa Ziemi jęczy
wodę wodą
popić

boli jednych
drugich bawi

gała
mokra
połatana

gorzka woda




CO DO WODY

pomyliliśmy się
co do wody
zmyła nas

pomyliliśmy się
co do ziemi
ziewnęła i już
po nas

pomyliliśmy się
co do ognia
płomień nie grzał

płomiennie

zgładził
płonne nasze
nadzieje
na plon

solą pola
żółte iskry

solą i popiołem

polane



O PIECU

sięgam do pieca
po papier

ogień po niego sięga

liże aby gryźć
sięga aby zniszczyć

przed piecem
ukorzeni
mali
na kolanach

do ogniska
w kucki

łasi na ciepło
łasimy się
garbaci
my
garbaciejemy
w pogrzebacz.

a woda na ogniu
zdrowa
woda nad ogniem
nad ogień
wyższa
sięgam do pieca
po wodę.



ŁĄCZĘ SIĘ Z ZIEMIĄ

Chodząc.

Czuć ziemię,
trochę siły
pobrać,
w zgodzie
kroczyć.

Zdjąć buty -
wyrastam z nich.

Wyrastam z ziemi.
Ziemia mnie wciąga.


portal LM, marzec 2014




1.
SPOKO.
JEST.

Jest
spokojnie.

Na ziemi
jest
spokojnie.

Na niebie
jest
spokojnie.

Kłębi się
to,
co
pomiędzy.

Burzy się
między
nami.

Na miedzy
się
spotykamy.

O miedzę
się
nam
pokój
potyka.

Miłujący pokój
sieją mak
sieją mak
sieją mak.


2.
BĘDZIE BURZA
mleko się zsiada
będzie burza
słowa się kleją
do języka
w mózgu lepko
będzie burza
karetki wyją
gromadą
i szeregiem

będzie burza
rosół na kościach
kwaśnieje
pot po kościach
pacierzowych
puchnie
będzie burza
pierwsze krople
ciepłe
milczymy
nie ma ciszy
wygrażają nam drzewa
będzie burza
z asfaltu
para
wstaje

wracają karetki
milczą
Żadna  już się nie spieszy.
Żadna  już się nie spieszy.


3.
EPOKI
(PŁANETNICY)

Ogród się nagle
nam zachmurzył

lodowe jajka
zniosła
szara kura

zaburzył się
porządek lata

kamienne jajka
zniosła biała chmura

szklanymi kulkami

zbombardowali
nam wiosnę

płanetnicy paskudni
jacyś

poopadały róże
świecą płatki w trawie

poodpadały róże
żarzą się płatki
w błocie

i komu to przeszkadzało

żałować nie czas
niedoczas

pisklęta opadłe

jak na rzymskiej uczcie
nagie pacholęta
na łożu z róż
mrą

u stóp kolumn

pośród niewiniątek
jeden gargulec
zastygł niedorosły
w glinie
zakrzepł

gotykiem straszy

rozdziawiona
chimera  wrony
urwała się
z katedry
jesionu

żałować nie czas
niedoczas

oś się nam
coś
zagina

stawiamy
duże kroki
omijamy bałagan
świata
żywota
epok

My nic
do porządku
przyrody
nie mamy

nam do niego
nic.


4.
JECHALIŚMY BURZĄ

jechaliśmy

burzą

runęli
śmy

niebo było

bardzo żółte

dwadzieścia
kilometrów
przed
miastem

sunęło niebo
bardzo żółte
na miasto

pod to niebo
podkładali się
sami
jeźdźcy  doorsów

w uszachśmy
ich
mieli
bo mało
kto miał
radio
w
samochodzie
mało kto samochód

wydawało się
że już tylko
doorsi
i było nam mocno
żółto

rozmawialiśmy
potem w
mieście
czy widziałaś dziś
niebo
niebośmy widzieli

a to nie byli
doorsi
tylko walc się
górą
przetaczał
walc się przewalał
po nas

przejechaniśmy

walcem

turlany walc


skołowaniśmy

raz do koła
raz do koła

koła
nas
sprasowały

wdeptaniśmy

deszcz nas zmyje

ściera
brudna ściera
historii
zetrze

starciśmy
już
już
już


5.
JEST ŁADNIE NA DNIE WE DNIE
Miasto
przymierza
tęczę.
Niebo się przepasało
jeszcze nieśmiało,
mgliście.
Podnoszą nosy
przechodnie,
z oczu im spadły
liście.
Gałązka ręki rośnie
w górę ukośnie
ku tęczy.
A ona się wygina i wdzięczy.
I blednie.

Katarzyna Boruń-Jagodzińska

portal LM, sierpień 2015