Zmartwychwstał Pan, Alleluja!
Katarzyna Boruń-Jagodzińska
Strona autorska Katarzyny Boruń-Jagodzińskiej
Strony
- Strona główna
- o mnie
- książki
- antologie,magazyny i prace zbiorowe polskie z wkładem kbj
- wycinki - kawałki drukowane na papierze oraz pokazywane w sieci
- antologie i publikacje zagraniczne z wkładem kbj
- KBJ w obcych językach
- spotkania literackie
- publicystyka
- "Bibuła" i kultura niezależna
- przekłady z języków obcych
- burzawuchu.pl
- Trio Poetyckie ze Stowarzyszenia Pisarzy Polskich
- video
- archiwum dowodów różnej aktywności twórczej ;)
- pisali o mnie - dobrze i źle
- ilustracje kbj tu i tam publikowane
- Maria Staszewska-Boruń (Moja Matka)
- Krzysztof Boruń - pisarz, popularyzator nauki, publicysta (Mój Ojciec)
- rodzinne dzieje i pamiątki
- Czechosłowacja - historia współczesna, ludzie, miejsca
- Galeria Nigdy-Nigdy i inne życie artystyczne
- piosenki z tekstami kbj - nie zawsze rozrywkowe
- rysunki niepoważne, poważne i inne
- zwierzęta
- Kontakt
niedziela, 31 marca 2024
wtorek, 12 marca 2024
sobota, 30 grudnia 2023
w oktawie Bożego Narodzenia 2023
Cicha noc
Niżej gwiazd
miasta i groty, oliwne ogrody,
niżej aniołów
ludzie, pola słoneczników,
pustynie oświetlone księżycem,
i tylko księżycem,
spadają tylko gwiazdy,
nawet kiedy ranią,
jest to z woli kosmosu, twardych praw natury.
Nie z woli mężów
ogień spadł na ziemię.
Skrzydła na niebie
to tylko ptaki i anioły.
Bywały kiedyś noce,
noce ciche i święte.
Nie mniej czarne, nie mniej granatowe,
z makiem gwiaździstym głębsze,
a przecież mniej ciemne.
W okopach śpiew naiwny,
szczere głosy drżące,
w schronach krótki oddech murmurando,
w lasach czujne milczenie,
by nie zdradzić miejsca.
Cicha, wielka i ciemna,
ciemna jak noc zwątpienia.
Anioł roztropny czeka,
powoli frunie,
nad akwenem świata,
nad pustynią
niesie oliwę
do lampy.
felietony poetyckie w Migotaniach - coś o poetach, coś o wymianie zdań
Pasquillus czyli gadające posągi
Chłodne w cieniu dziedzińców i nisz stoją wyprostowane,
(jeśli o kawałku głowy i biustu można tak powiedzieć)
albo pośrodku placu leżą niedbale
nagrzane w skwarze,
bezwstydne w rzymskim upale.
Porzuciły wille i ołtarze.
Swędzą poobijane marmurowe nosy.
Tu cię boli! Ty ofiaro żołdackiej swawoli!
W gęstej duchocie, w półcieniu podwórka,
równo poprzyklejane do postumentów,
jak te żółte karteczki do zaznaczania na biurkach sekretarek,
jak niegdyś wlepki w autobusach.
Już z rzadka dziś zdania ubierane zręcznie
w kształt figlarnej fraszki czy ćwierkania wróbli,
częściej zieją oddechem, z okiem bazyliszka.
Jednego gadułę widać z bramy,
na ciasnym podwórcu,
w kędzierzawych włosach, w dziurkach nosa,
w każdym zagięciu i otworze ciała wetknięte kartki
- nosicielki prawdy i gniewu
pod komiczną maską Hanibala.
Prostokąty jak ekran laptopa czy smartfonu.
Na welinowej karcie kaligraficzny okrzyk:
“Wszyscy sławni są u nas”, “wszyscy sprawiedliwi są u nas”,
“wszyscy wybitni są u nas”, “wszyscy mądrzy są u nas”.
Na wydartej ze szkolnego zeszytu:
“gupi jaśo jezd bżytki”,
Na pustej wizytówce:
“wszyscy fanatycy, wszystkie beztalencia są u was”.
Na skrawku gazety:
“nie łączcie się, rozpadajcie!”
Na bilecie z metra:
“burmiszcz pszepija nasze podatki” albo “pisarczyna zrzyna”
Przechodnie w biegu robią autoportrety sobie i posągom,
nie czytając klikają oburzeni.
Pasquillus czy też Pasqualino zachowuje chłód marmuru,
wszystko czyta ślepymi oczyma,
wiatr kręci młynka papierami na bruku.
Takie to boże młyny.