Rozpruło się, co było zszyte.
Nie pisane – żyte.
Co zrośnięte
od narodzin rosło,
latami obrastało do koła,
dookoła świata
i czoła,
jak słoje drzewa
wiosną rosną.
Potem ustala się,
przyzwyczaja,
trwa w posadach,
osad w szklance,
w czajniku kamień -
opoka sensu i treści,
wiernie.
Ramiona wznosi pień jak do przysięgi.
Nie lada wicher złamie i rozsadzi kręgi.
I nikt nie woła,
że już nie szumi,
że tylko,
że zaledwie
szeleści.