Na „Christmas time”
Co piosenka, to dzwoneczki,
co kolęda, to skrzy się śnieg.
Ostry szron, lecz miękkie śnieżki,
aby nie urazić panieńskich lic,
(bo by zaloty były na nic).
Kompozytorzy weseli jak te święta,
każdy, gdy tworzy, gęś do garnka włoży.
Podkówki rytmem nabijają mieszki,
sypią się z drzewka złociste orzeszki,
o tym poeta pamięta.
Spod kopytek rym udały tryśnie,
obieca gruszki na sośnie soczyście,
szyszki świerkowe pełne nasienia,
dla głodnych ptasich dziobków,
tam gile, tu jemiołuszki
marznąc radośnie ćwierkają z pocztówki.
Legł na polach i lasach o czasie,
a na drogach zawsze za wcześnie.
Co piosenka, to jadą z paradą,
kuligiem, zaprzęgiem, trójką, czwórką.
Gruby, szczodry pan, parą buch spod wąsa.
Konik rwie, koń pląsa.
Tylko wół powoli się wlecze.
Tylko osioł stoi jak stał.
Świat mknie.
A dokąd to, dokąd?
A Dzieciątko gdzie?
W balowej sali?
Minęli trzech króli, przegapili stajenkę.
Zaśpiewajmy piosenkę!
jak aniołki obłoczki pary.
Umyka rok stary, mały goły łobuziak go gna,
wrony na śniegu kra, kra!
W oddali, w gospodzie kapela gra,
pod płozami trzeszczy mostek,
a na rzece kra.
Coś im tam dzwoni, zapada się kopytko,
za lasem czycha rok całkiem nowy,
jadą tak szybko, za szybko!
Pogubione srebrne podkowy.
(2024).
mal. Stanisław Staszewski