wtorek, 17 grudnia 2024

Przed czasem na Christmas time ;-)


 

Na „Christmas time”

 

Co piosenka, to dzwoneczki,

 co kolęda, to skrzy się śnieg.

Ostry szron, lecz miękkie śnieżki,

aby nie urazić panieńskich lic,

(bo by zaloty były na nic).

Kompozytorzy weseli jak te święta,

każdy, gdy tworzy, gęś do garnka włoży.

Podkówki rytmem nabijają mieszki,

sypią się z drzewka złociste orzeszki,

o tym poeta pamięta.

Spod kopytek rym udały tryśnie,

obieca gruszki na sośnie soczyście,

szyszki  świerkowe pełne nasienia,

dla głodnych ptasich dziobków,

tam gile, tu jemiołuszki

marznąc radośnie ćwierkają z pocztówki.

Legł na polach i lasach o czasie,

a na drogach zawsze za wcześnie.

Co piosenka, to jadą z paradą,

kuligiem, zaprzęgiem, trójką, czwórką.

Gruby, szczodry pan, parą buch spod wąsa.

Konik rwie, koń pląsa.

Tylko wół powoli się wlecze.

Tylko osioł stoi jak stał.

Świat mknie.

A dokąd to, dokąd?

A Dzieciątko gdzie?

W balowej sali?

Minęli trzech króli, przegapili stajenkę.

Zaśpiewajmy piosenkę!

jak aniołki obłoczki pary.

Umyka rok stary, mały goły łobuziak go gna,

wrony na śniegu kra, kra!

W oddali, w gospodzie kapela gra,

pod płozami trzeszczy mostek,

a na rzece kra.

Coś im tam dzwoni, zapada się kopytko,

za lasem czycha rok całkiem nowy,

jadą tak szybko, za szybko!

Pogubione srebrne podkowy.

 

(2024).

 


 

mal. Stanisław Staszewski

czwartek, 8 sierpnia 2024

Parę zdań o „CHORÓBCE” Jana Strękowskiego


 

Parę zdań o „CHORÓBCE”

 („Choróbka, kronika pewnego złudzenia” Jana Strękowskiego)

 Na książkę składają się opowiadania napisane w latach 1976 - 2012. Nic w nich nie zmieniałem, pozostawiłem także bez zakończenia jedno z opowiadań. Wybrałem opowiadania, które są swoistą kroniką minionego ustroju. Tamta epoka jest zamknięta. A nowa? Nie wiemy co może przynieść. Ale to temat na inną opowieść.

(z noty autora o wyborze)

    Habent sua fata libelli, a może Libri sua propria fata habent? Jak te stalinowskie książki ze strychu w opowiadaniu „Fiksum dyrdum”. Nie tylko one – i opowiadania mają swoje losy. Spis treści „Choróbki” czyta się jak wspomnienia, tak, jak kronikę. Układa się on w ciąg przygód utworów żyjących własnym życiem. Lektura odkrywcza i pouczająca. Co, kiedy, gdzie odczytano. Co, kiedy, skąd zdjęto. Czasem jeszcze dowiemy się lub domyślimy – dlaczego i komu to przeszkadzało, a kto miał w tym interes.

„Choróbka” to tytuł wieloznaczny. Na wskroś realistyczny obraz, dokument wręcz, a jednocześnie metafora. Kojarzyć się może z chorobą ustroju, jaką przechorował (a i jeszcze przechodzi) kawał świata. Ślady jak po ospie nosi Polska i jej mieszkańcy uwiecznieni, jeszcze w fazie ostrej, na kartach prozy Strękowskiego. W tytułowym opowiadaniu – monologu, eufemizm zastępujący mocniejsze przerywniki w ustach esbeka jest nie tylko elementem komicznym, sam funkcjonariusz używa zdrobnienia świadomie (jakie to polskie!), ma ono świadczyć o jego ogładzie i wyksztalceniu, o życzliwości „szczerego, dobrego milicjanta”. Pracownika owianej złą sławą instytucji, który nie bije, nie wyzywa, tylko jako „naprawiacz” i „racjonalizator” świata chce przemówić do rozsądku, „wyprostować błędy” młodego inteligenta, wabionego takim sposobem do współpracy.

   Nie jestem krytykiem ani recenzentem, czytam ten zbiór emocjonalnie, pamiętam, z jakim żywym odbiorem spotykały się teksty Strękowskiego jeszcze gorące, w maszynopisie, krążące w publikacjach podziemnych i czytane na spotkaniach autorskich w burzliwych latach 70 i 80 XX wieku. Wtedy czytelnicy w różnym wieku mogli docenić trafność i dowcip, prawdziwość przedstawianych sytuacji i wyrażeń. W gruncie rzeczy utwory opisywały dramatyczne, groźne historie, ale podsłuchane kwestie bohaterów budziły głośny śmiech i wchodziły do środowiskowego języka. Nic dziwnego, że opowiadania świetnie wypadały w głośnym czytaniu, a tytułowa „Choróbka” stała się słuchowiskiem – monodramem prezentowanym na falach Wolnej Europy. Wielu czytelników konfrontowało swoje własne doświadczenia, rozszyfrowywało tropy i aluzje. Aluzje, jakie ówczesny gorliwy cenzor i tak profilaktycznie skreślał z oficjalnych wydań, wyławiał z opisywanych miejsc i zdarzeń, które w większości były „trefne”. Dziś czytelnik nie znający historii, realiów lub nie pamiętający tych czasów może domagać się przypisów, odbiera taką prozę jako fantazję, przerysowanie czy absurdalny utwór humorystyczny, a tak przecież, panie dzieju, było naprawdę. To nie jest zwierciadło „krzywe”, lecz wiernie odbijające. Trzeba jednak oka i ucha pisarza o nerwie dokumentalisty, aby to uwiecznić.  Dramaty pod powierzchnią obserwacji codziennego, ba, pospolitego życia różnych środowisk, rozgrywające się zwykle w nieapetycznych, ale na swój sposób barwnych miejscach (jak przysłowiowe już peerelowskie lokale gastronomiczne, sklepy i urzędy), intrygujące, niepokojące zagadki przeszłości, zagęszczony obraz ideologicznej indoktrynacji, sentymentalizm pamięci o młodzieńczym zapale, złudzenia (czy to z podtytułu?) , a w końcu rozczarowanie, jak bohaterki opowiadania z gombrowiczowskim tytułem i mottem „Poniedziałek – JA”. Po latach pisana już z gorzką wiedzą – „co to się porobiło” (co to się z nami porobiło…) Literatura bez patosu i jadu.

Ale, choróbka, co z tą ręką?

 

  Katarzyna Boruń-Jagodzińska

 

Jan Strękowski

Choróbka

kronika pewnego złudzenia

Kolekcja literacka, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich, Warszawa 2023.

           Ilustracje kbj


http://sppwarszawa.pl/publikacja/tom-iv-jan-strekowski-chorobka-kronika-pewnego-zludzenia/

czwartek, 11 lipca 2024

środa, 10 lipca 2024

Objawy i objawienia (wiersz)

OBJAWY ZACHWIANEJ WIARY 

OBJAWIENIA PEWNOŚCI

 

Rozgniecione jagody na fartuszkach.

Palce niebieskie.

Pastuszkowie nieufni nieletni

o gorących sercach.

Dziewczęta, co ani be ani me.

Najwięcej rozumiały te owieczki,

jaką ścieżką podążać,

by końcem końców nie iść tylko na rzeź.

Które zioła niejadowite, choć gorzkie, bardzo gorzkie.

Z jakiego źródła pić.

Bez filozofowania w jaskini.

Oglądają w lesie złote róże,

co wyrosły na stopach Pani.

Oślepiają

gwiazdy uplecione w koronę,

tęczy wszechmocną ręką na nieboskłonie

zawiązana wstęga

ściska w gardle łzy.

To było zbyt piękne,

żeby ot, tak, wracać teraz prędko do wsi, do domu, do szkoły,

do przytomności.

Kopciuszki oddzielają groszki różańca od borówkowych korali,

gubią niedzielne buty,

srebrny sznurek.

Łańcuszek wody,  oszalałe Słońce.

oszczędzą im nocy, dusznej od zwątpienia.

Cienie czy cięcia na policzkach?

Małe dłonie ocierają dziecięce, poważne oblicza.

Im też zostaną pręgi od uderzeń świata.

W domu starsi strofują;

to tylko kurz drogi, popiół z paleniska, źdźbła ostre, ziemniaczana nać,

rozgniecione jagody -

jedne krew, inne atrament.