Pasquillus
czyli gadające posągi
Chłodne w cieniu dziedzińców i
nisz stoją wyprostowane,
(jeśli o kawałku głowy i
biustu można tak powiedzieć)
albo pośrodku placu leżą
niedbale
nagrzane w skwarze,
bezwstydne w rzymskim upale.
Porzuciły wille i ołtarze.
Swędzą poobijane marmurowe
nosy.
Tu cię boli! Ty ofiaro
żołdackiej swawoli!
W gęstej duchocie, w półcieniu
podwórka,
równo poprzyklejane do
postumentów,
jak te żółte karteczki do
zaznaczania na biurkach sekretarek,
jak niegdyś wlepki w autobusach.
Już z rzadka dziś zdania
ubierane zręcznie
w kształt figlarnej fraszki
czy ćwierkania wróbli,
częściej zieją oddechem, z
okiem bazyliszka.
Jednego gadułę widać z bramy,
na ciasnym podwórcu,
w kędzierzawych włosach, w
dziurkach nosa,
w każdym zagięciu i otworze
ciała wetknięte kartki
-
nosicielki prawdy
i gniewu
pod komiczną maską Hanibala.
Prostokąty jak ekran laptopa
czy smartfonu.
Na welinowej karcie
kaligraficzny okrzyk:
“Wszyscy sławni są u nas”, “wszyscy
sprawiedliwi są u nas”,
“wszyscy wybitni są u nas”, “wszyscy
mądrzy są u nas”.
Na wydartej ze szkolnego
zeszytu:
“gupi jaśo jezd bżytki”,
Na pustej wizytówce:
“wszyscy fanatycy, wszystkie
beztalencia są u was”.
Na skrawku gazety:
“nie łączcie się,
rozpadajcie!”
Na bilecie z metra:
“burmiszcz pszepija nasze
podatki” albo “pisarczyna zrzyna”
Przechodnie w biegu robią
autoportrety sobie i posągom,
nie czytając klikają oburzeni.
Pasquillus
czy też Pasqualino zachowuje chłód marmuru,
wszystko czyta ślepymi oczyma,
wiatr kręci młynka papierami
na bruku.
Takie to boże młyny.